11 sierpnia. Niemieckie natarcie na ul. Okopową, rejon cmentarzy, ruiny getta.
„Obrona Woli upada, a ul. Stawki staje się najbardziej wysuniętym na zachód odcinkiem osłaniającym Stare Miasto. Niemcy nacierają na Starówkę z Mariensztatu i ruin Zamku oraz od strony pl. Teatralnego. Stare Miasto, bombardowane codziennie z powietrza, ostrzeliwuje też z praskiego brzegu Wisły niemiecka artyleria”– podaje portal
http://www.1944.pl/.
Noc z 11 na 12 VIII: zrzut broni nad Starym Miastem. Na Ochocie pada „Reduta Wawelska”. Ewakuacja kanałami oddziału ppor. Jerzego „Stacha” Gołembiowskiego w rejon Śródmieścia, Mokotowa.
11 sierpnia Zygmunt Zaremba publikuje w „Robotniku” artykuł „Bzdurny przedmiot sporu”: „Agencja Reutera donosi, że jednym z punktów spornych w rozmowach między delegacją Rządu Polskiego a tzw. Komitetem Wyzwolenia Narodowego [PKWN – Conso] była sprawa konstytucji, jaka ma obowiązywać w Polsce na okres przejściowy. Czy mianowicie ma to być konstytucja z roku 1921, za czym upiera się Komitet Wyzwolenia Narodowego, czy też konstytucja z roku 1935, na stanowisku której stoi Rząd Polski?”.
Stwierdza Zaremba: „Wytoczenie tego całego sporu świadczy o wybitnej perfidii sowieckiej gry politycznej. (…) We wszystkich programach rządowych, we wszystkich programach przygotowawczych, stworzenie nowej konstytucji zajmuje jedno z pierwszych miejsc. Zaś konstytucję z roku 1935 uznajemy tylko dlatego, że legalizuje nasz Rząd w Londynie w tym sensie, iż zapewnia jego prawną ciągłość (…). Jest zupełnie jasne, dlaczego tzw. Komitet Wyzwolenia Narodowego upiera się przy swoim stanowisku. Tym ludziom chodzi o stwierdzenie, że Rząd Polski nie jest legalnym rządem, tylko takim samym komitetem jak ów moskiewski. Stanowisko całego narodu, jak zresztą i rządów alianckich, jest tu zupełnie wyraźne. Poza Rządem Polskim w Londynie mogą istnieć tylko przedstawiciele jakichś grup społeczeństwa, ale nie całego Narodu”.
*
Polecam fragmenty z „Powstania Sierpniowego” Zygmunta Zaremby, poświęcone zrzutom.
„Światła reflektorów poprzecinały niebo w najrozmaitszych kierunkach. Warkot potężnych motorów przezwyciężył łoskot artylerii przeciwlotniczej. Samoloty zniżyły się nad same prawie dachy i w wąskie wąwozy ulic poczęły zrzucać skrzynie z bronią i amunicją. Niektóre z nich niestety rozbijały się o twardą jezdnię, większość osiadała miękko, serdecznie przyjęta przez bruk Warszawy. (…)
Na Starym Mieście, gdzie najlepszym terenem do przyjęcia zrzutów był plac Krasińskich, będący pod stałym obstrzałem niemieckim, zastosowano w pierwszej chwili żywą sygnalizację. Jako ochotniczki stawiały się kobiety zorganizowane w PPS. Milczkiem pociągnęły na plac, kurcząc się i unikając najmniejszego hałasu, by nie wzbudzić czujności wroga i nie rozpętać salw jego karabinów maszynowych. Gdy dotarły do środka placu, ułożyły się w duży krzyż. Każda z nich uzbrojona była w dwie latarki. Leżąc zapatrzone w gwiaździste niebo wyczekiwały poszumu skrzydeł przyjaznego ptaka, by przyjąć tak pożądany dar, będący kluczem do zwycięstwa Warszawy. Na dany znak zapalały latarki tworząc świetlny krzyż. Wychodziły kilkukrotnie na próżno. (…)
W zrzuconych skrzyniach znalazły się karabiny i pistolety maszynowe wraz z ładunkami i bezcenne w tej chwili »piaty« [brytyjski granatnik przeciwpancerny – Conso], umożliwiające racjonalną walkę z czołgami. Zrzuconej broni nie było zbyt wiele. Było jej stanowczo mało, by uzbroić wszystkie ręce żołnierskie, tęskniące do bezpośredniej walki. Starczyło zaledwie na uzupełnienie najniezbędniejszych braków w uzbrojeniu oddziałów będących w pierwszej linii i na nieznaczne powiększenie ich szeregów. Ale i to starczyło, by napięcie uczuć Warszawy walczącej podniosło się znów do poziomu z pierwszych dni powstania. Poza tym sprawą bodaj równego znaczenia, jak pomoc materialna, było wsparcie moralne, którego symbolem stały się pierwsze zrzuty. Zerwana została przygnębiająca izolacja naszej walki, prysło potworne uczucie osamotnienia”.