Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
346
BLOG

Zapiski kolejowe. Konwalie, bzy albo pet

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Rozmaitości Obserwuj notkę 1

W Łodzi nie natknąłem się jednak na faszystów. Choć to jeszcze nie do końca pewne, bo jestem gdzieś między Łodzią Kaliską a Łodzią Widzew. Ale póki co w przedziale jest bardzo kulturalnie, młodzież czyta książki, w tym blondynka w okularach „Rękopis znaleziony w Saragossie”. A ludzie tak źle mówią o blondynkach. Niesłusznie. No chyba że spiesząc się na pociąg wzięła coś szybko z półki i teraz się zastanawia, czemu wstęp do instrukcji obsługi radia z budzikiem jest taki długi. Albo myślała, że powieść szkatułkowa to coś o wystroju wnętrz. 

Obyło się w Łodzi bez faszyzmu, trafił się za to chamusiowaty motorniczy, któremu sprawiłem przykrość, usiłując kupić bilet MPK. I tu miłe zaskoczenie: wysiadająca pasażerka, widząc, że motorniczy jest w nastroju nieprzysiadalnym, a ja objuczony licznym bagażem (życiowym) po prostu dała mi swój bilet, z informacją, że przejadę na nim jeszcze pół godziny. Wystarczyło. Z kolei przy wysiadaniu jakaś starsza pani sama wcisnęła przycisk wysiadania, obserwując moje manewry. Mogłem co prawda jechać taksówką, ale ile ludzkiej życzliwości by mnie ominęło. Serdeczności dla Łodzi.
 
Jeszcze ponad pięć godzin w pociągu. Zaopatrzyłem się w lekturę frapującą: „Mulat w pegeerze” (redakcja Krzysztof Tomasik, wyd. Krytyka Polityczna), zbiór reportaży napisanych w latach 1978-1989 i publikowanych na łamach dawno nie istniejącego „Ekspresu Reporterów”. Wielu (nieco) starszych czytelników pewnie świetnie pamięta małe książeczki „ER” z nieraz nieco skandalizującymi, nieraz wręcz bulwarowymi opowieściami ze świata kończącej się Polski Ludowej. Jako dziecko często sięgałem po tą serię. Tu pewna głębsza refleksja: we współczesnej prasie sztuka reportażu już niemal nie istnieje: zarzucono ją. Trzeba oddać „Gazecie Wyborczej”, że bodaj jako jeden z nielicznych tytułów publikuje jeszcze reportaże. No i jeszcze – z rodzimego, krakowskiego podwórka – „Dziennik Polski” (piątkowy „Magazyn”). W jakiejś mierze współczesna „Polska codzienna” jest jeszcze słabiej opisana niż tamta, peerelowska. Znamienny paradoks. Oczywiście, dziś mamy blogi, Internet, filmy na tubie, itd. Ale reportażu z prawdziwego zdarzenia jest coraz mniej. No, uprawia się go jeszcze na łamach Nowego Obywatela (wielka to zasługa Konrada Malca, który przez lata pisania w NO wyrósł na niekwestionowanego reportażystę pisma).
 
Co do „Mulata w pegeerze” to z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę nawet osobom, które nie sympatyzują z linią programową „Krytyki Politycznej”. I to nie ze względów sentymentalnych, czy – przeciwnie – martyrologicznych. Przede wszystkim dla odświeżenia pamięci i uświadomienia sobie jak innym krajem stała się Polska. Te reportaże to lata 78-89, a tu i teraz: dobija końca swych dni 2011 rok. W III RP zdążyło dorosnąć pokolenie ludzi pełnoletnich. Urodzeni pod koniec lat 70-tych i 80-tych to już niemal stare konie, a ci, co PRL żegnali jako dorośli ludzie, wkraczają już (lub wkroczyli) w smugę cienia. Można zatem czytać wzmiankowaną książkę także po to, by zrozumieć, co przenieśliśmy z PRL do III RP, co zarzuciliśmy. I zapytać, na ile jesteśmy innymi ludźmi, innym społeczeństwem. Co bezpowrotnie odeszło w niepamięć, a co pozostało w naszej mentalności, w życiu społecznym, obyczajowości, przyzwyczajeniach, w mniej lub bardziej (nie)świadomych zwyczajach narodowych. Nawet jeśli uznać, że wybór felietonów obfituje w tematy dość oczywiste w przypadku „KP” (felieton o naturystach, „kobiecie w męskim ciele”, prostytucji), to i z tych tekstów przebijają realia i smaczki tamtego czasu. Zresztą, tylko dla tytułowego reportażu, „Mulat w pegeerze”, warto sięgnąć po książkę.
 
W czasach twittera, facebooka, mini-blogów, reportaże na – lekko licząc – kilkadziesiąt tysięcy znaków (choć możliwe, że dobijają i setki) wydają się totalnym anachronizmem. Moim zdaniem to ogromna szkoda dla naszego życia umysłowego i publicznego też: racjonalność, konteksty, wieloaspektowość wydarzeń dawno wyciekły z naszych przekazów. Nie oszukujmy się: kilkadziesiąt, albo nawet kilka tysięcy znaków to zwykle tylko zamarkowanie problemu. I nawet wielość źródeł nie załatwia sprawy, bo z tysięcy skrótowych przekazów nie zrobi się jednego pełnego opisu, to tak nie działa. Z drugiej strony, haiku czy koan mogą zawierać bardzo głębokie treści przy swojej lakoniczności. Ale za nimi stoi ogromna tradycja kulturowa. A za wrzutką na twittera? No, powiedzmy, że jakiś kontekst. Zwykle bardzo jednak ograniczony.
 
Zaczynam się robić marudny, więc czas kończyć. Podróż IR z Kaliskiej na Widzew zajmuje niecałe 50 minut. W sumie czuje się, jakbym dopiero zaczął podróż. Mam nadzieję, że faktycznie do 2013 r. uruchomią nowy dworzec „Łódź Fabryczna”. Że będzie szybka, zintegrowana kolej i tym podobne radości. W końcu Polska jest w budowie... Ale, na litość boską, ona jest w budowie odkąd pamiętam. I końca nie widać. Nieustający remont generalny, bo mam nadzieję, że nie wieczne prowizorium. Choć, na dobrą sprawę, cała doczesność to tylko prowizorium. Ś.P. Stanisław Heller mógłby to potwierdzić, gdyby stamtąd do nas dało się jakoś dodzwonić, przekazać karteczkę, maila wysłać, rzucić w ogromną rzekę butelkę z listem, by płynęła pod prąd i dobiła w nasze rejony rzeczywistości. I można też stanąć nad tą wielką wodą, pokłonić się nieznanym horyzontom i zawołać ku tym, co je przekroczyli...
 
Zatem, dla pana Stanisława, z dobrą myślą: „Konwalie, bzy albo pet”.

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości