Pięciolatka na słodko
Pięciolatka na słodko
Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1569
BLOG

Budowle socjalizmu naszą dumą, czyli pierwsza pięciolatka

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Rozmaitości Obserwuj notkę 41

PięciolatkaPierwszą pięciolatkę salon24.pl ma już za sobą. „Dogonić i przegonić Amerykę w produkcji mięsa, mleka i masła w przeliczeniu na głowę ludności” – wołał głośno Nikita Chruszczow do przodujących kołchoźników i kołchoźnic. „Dogonić i przegonić Amerykę pod względem produkcji stali i maszyn” – wołano w ZSRR w latach NEP. Salon24.pl – póki co – dorwał prezydenta USA, ale może na mleko, masło i stal też przyjdzie pora.

 
Z konieczności moje refleksje po imprezie pięciolatkowej będą skrajnie subiektywne i wyrywkowe. Pojawiłem się w „Rozdrożu” w okolicach 17.00, witany przez tow. Zarzeczańską i jej opowieści z pielęgniarskiego (pół)światka. Nieco później pojawiła się ekipa popler.tv. I tu pierwsza miła niespodzianka: okazało się, że robi ją Piotr Kronobis, którego miałem okazję poznać gdy powstawały obie serie „Systemu 09”. Piotr pracował wtedy dla Rewolty Andrzeja Horubały i Wojtka Klaty.
 
Później wydarzenia nabrały tempa. Zaczęli zjawiać się pierwsi blogerzy, wśród nich Szczurbiurowy i Andrzej Budzyk, później coraz więcej osób znanych mi osobiście, od Pani Łyżeczki i Pani Sosenki poczynając. Przyznam szczerze, że najbardziej czekałem na rosemanna, który wyłonił się w końcu ciemności i objawił palącemu przed Rozdrożem towarzystwu. Rosemann miał oczywiście na powitanie mnóstwo serdecznych słów i praliny dla jednej z uczestniczek spotkania. Ot, dżentelmen, jakich drzewiej w trakcie pięciolatek nie bywało.
 
W początkowym tłoku i ścisku trudno było nawet sprawdzić, kto jest kto. Ale wreszcie udało mi się poznać z Ufką, pogadałem z Filipem Memchesem, spędziliśmy sporo czasu przed szatnią z Eumenesem i rosemannem, rozmawiając o oburzonych, Białorusi, wojsku polskim w Libii (tu właściwie opowiadał o swoich wrażeniach Eumenes). Przy papierosie gw1990 witał i żegnał bliżej mi (nie)znanych warszawskich celebrytów. Tym sposobem umknęły mi debata z udziałem Zbigniewa Ziobry i Pawła Zalewskiego, część gaduły Igora Janke i Radka Krawczyka. No ale to sobie obejrzę w jakiś długi, zimowy wieczór. Co do inwestora, to powiem tyle, że słuszną ma linię ta nasza władza.
 
Działo się wiele. Stolik pani Sosenki i Łyżeczk upolitycznił swoją osobą Andrzej Celiński (dziewczyny, coście z nim zrobiły, że tak nagle zniknął? Wy ładne historie macie pisać, a nie betonowe buty politykom zakładać...), wymieniłem uścisk dłoni z Coryllusem. Prawej dłoni, żeby nie było. Wszystko to jednak było w biegu, błysku fleszy i świetle bijących w nas wszystkich reflektorów. Gdzieś tam minęła mi Partyzantka i trzeba przyznać, że takiej partyzantki zawsze nam w Polsce było trzeba.
 
Z hec ujemnych wypada wymienić dość szybkie odklejenie od rzeczywistości jakiegoś młodziana, który niepotrzebnie postawił sobie za punkt honoru dość bezczelne zachowanie wobec ochroniarzy, którym przynajmniej nie nudziło się aż tak bardzo. Z hec dodatnich: kwiaty dla Ufki od Laleczki. No i – uprzedzając nieco fakty – wreszcie miałem okazję poznać Xiężną, podziękować jej za wszystkie krytyczne uwagi wobec mojej pisaniny i ucałować dłoń damy.
 
Wreszcie siedliśmy nieco większym gronem przy stoliku Czarka Krysztopy, gdzie w późniejszych godzinach wieczornych miło mijał nam czas na pogaduchach o wszystkim i niczym. Poznałem też arcysympatycznego Kierdla. Rozmowy może już były lekko niezborne, ale przecież – moim skromnym zdaniem – nie chodzi o to, żeby w takich okolicznościach mądrzeć gadać, ale pobyć ze sobą, nacieszyć się ludźmi. Zjawił się KaZet i ReNka i poszła fama po Rozdrożu, że na imprezie pojawi się Krzysiek Leski. Się pojawił. Później znikł.
 
Był też koncert Jacka Korabity Kowalskiego, też blogera. Tu odnotować trzeba fascynację Łukasza Warzechy, który niektóre piosenki wyśpiewywał z bardem, a i zdaje się bujał też rytmicznie i wymachiwał kończynami do taktu. Jacyś dwaj młodzieńcy zdradzili się nieopatrznie ochroniarzom, że oni właściwie przyszli na koncert, a nie na salonową pięciolatkę. Odczekali swoje i zostali nagrodzeni, zdaje się dzięki wstawiennictwu tow. Agaty L. Wpuszczono ich do środka. I chyba nawet piwa nie chcieli. Są jeszcze tacy ludzie, co dla sztuki mogą siedzieć o suchym pysku. Wzruszające.
 
Dzięki tow. Zarzeczańskiej poznałem całe grono sympatycznych, prolewicowo nastawionych młodych PiS-owców, z których jeden, Dominik Kozłowski (jeśli pomyliłem imię albo nazwisko, albo jedno i drugie, proszę o przebaczenie) zadał ministrowi Ziobro pytanie o Tadeusza Cymańskiego i solidarystyczny program PiS. Pytanie, jak się zdaje, uznane za jedno z lepszych.
 
Później przeniosłem się do podziemi. Nie, wróć. Nieco wcześniej dzięki rosemannowi poznałem Laenię. I bardzo sobie to chwalę. A co do podziemi... tam już było głośno, pięknie pachniało papierosowym dymem, goście w różnej fazie odklejenia od rzeczywistości gadali do siebie (wzajem). Parakalein częstował śliwką, GPS.65 rozpoznał we mnie znajomego (później przyjaciela, a po upływie kolejnej piwogodziny brata). Bo musicie wiedzieć, moi drodzy, że na salon24a.pl przetrwało stare, przetrzebione już plemię ciemnogrodzian i zaściankowiczów, które w debatach internetowych ćwiczyło się z dobre już dziesięć, a może i trzynaście la t temu... Zapytajcie zresztą Freemana. Albo Adama Pietrasiewicza. Ach, jaki ja byłem młody.
 
Na dole siadłem między dwoma konserwatywnymi liberałami, GPS.65 i Crackiem. Zaczęła się dość ogólna co do przesłanek i wniosków dyskusja o lewicy, prawicy, Bogu, ewolucji, wychowywaniu dzieci i genach. A że moje delikatne lewackie uszy źle znoszą tego typu kakofonię przy użyciu wielkich kwantyfikatorów (to nic osobistego, chłopaki), to uciekłem im nieco ku mojej prawej, dzięki czemu córka KaZeta wprowadziła mnie w meandry swojej pracy w biznesie IT, a KaZet pozwolił opalić się z czerwonych Marlboro i zaufał na tyle, że dał mi do ręki swoją arcyskomplikowaną zapalniczkę. Wybitnie miał zresztą nadzieję, że żaden lewak nie rozpracuje mechanizmu jej odpalania. Tłumaczył przy tym swojej latorośli, że moherowe berety dadzą się lubić i biją IQ na głowę różnych innych takich. Nie wiem, czy uwierzyła, bo było ciemno i dużo dymu, a rzeczywistość odklejała się już nawet od samej siebie. Ale to już były naprawdę późne godziny nocne, tak późne, że już nawet zaprawiona w bojach o lepszą przyszłość ludzkości tow. Zarzeczańska pojechała spać. A, ReNka dała mi jeszcze do łapy flamaster i wpisałem się na kazetowej historycznej koszulce z salonowym nadrukiem. I tak wreszcie przeszedłem do historii.
 
Właściwie to szkoda, że o trzeciej nad ranem panowie ochroniarze przyszli czynić honory domu (bo Radka i Igora już nie było) i kazali grzecznie całemu towarzystwu iść sobie. Akurat wtedy poznałem CzarnąLimuzynę i zaczynała się kolejna rozmowa, z nim i Laenią. Ech, za to nie zdążyłem pogadać z 1maud.
 
Gdy żegnaliśmy się w świetnych humorach miałem zaszczyt poznać Xiężną. No ale Follow wsadził nas po chwili do samochodu (czemu wszyscy uważają, że najmniejszy czuje się najlepiej na tylnym siedzeniu między osobnikami, dajmy na to o gabarytach Parakaleina i gw1990?), a o czwartej nad ranem („może sen przyjdzie, może mnie odwiedzisz?”) leżałem już u niego na karimacie. Po czterogodzinnej drzemce miałem jeszcze honor zjeść jajecznicę z Pucułowatym Lelkiem, czyli pociechą Jull i Followa i jakimś bliżej nieznanym małym kotkiem (zdaje się kotkiem Rybickiego). Do którego mowiłem per „Ty”, choć jako żywo nie piłem z nim bruderszaftu. A później ze znakomitym opowiadaczem Testigo i w niczym mu nie ustępującym Parakaleinem wsiedliśmy do metra. Ale to już zupełnie inna historia.
 
Salonowi24, czyli nam wszystkim, pozostaje życzyć następnej świetnej pięciolatki. Bez Hilarego Minca, Chruszczowa i NEP, ale z mnóstwem blogerów różnego sortu politycznego i publicystycznego (choć zawsze najwyższego lotu), wysokimi kursami na giełdzie i frajdą z tego, że salon24 jest. Dobrze, że jesteście.:-)
 
PS. Tak, też żałuję, że na imprezie nie było Ezekiela i Chevaliera, Seawolfa, Semana, Freemana, Jareckich, Ellenai, giz3miasto, leszka.sopot, Budynia78 i wielu, wielu innych. That`s all folks.
 
PS2. Raz jeszcze podziękowania dla Moniki.:-)

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości