Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
364
BLOG

Obrona Warszawy: Strącenie bombowców

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Niemcy podciągają ciężką artylerię i rozpoczyna się regularne oblężenie Warszawy. Tymczasem w mieście naloty codziennie spaliły już i zburzyły bardzo wiele. Przede wszystkim poszły na pastwę szpitale – przypominał Zygmunt Zaremba dni wrześniowe w stolicy Polski.

 Zniszczenie ich w pierwszym rzędzie symbolizuje niemiecki sposób prowadzenia wojny. W ruinę obróciły się całe bloki domów, gęsto pada trupem zarówno żołnierz w mundurze, jak i cywilna ludność – mężczyźni, dzieci, kobiety. W zaciętym skupieniu grzebie ludność poległych na trawnikach, skwerach, często tuż pod ścianami domów. Pozbawieni dachu nad głową znajdują schronienie w mieszkaniach ocalałych jeszcze. Ale nikt nie narzeka. Do robotniczych oddziałów obrony Warszawy co dzień napływają takie masy wolontariuszy, że można wybierać już tylko specjalistów i najlepiej nadających się do pracy wojskowej. Tworzy się czwarty i piąty batalion ochotniczy. Więcej nie potrzeba. Formacja otrzymuje nazwę „Warszawskiej Dywizji Robotniczej” i z tym mianem przejdzie do historii. Jedyną troską wszystkich jest wytrwać w walce jak najdłużej. Żyje jeszcze nadzieja, że Warszawa nie jest samotna w walce; że przecież gdzieś przegrupowują się siły polskie; że przecież daleko, ale są sprzymierzeńcy, którzy przyjdą z pomocą; że może w odwet za Warszawę bombardują już Berlin sojusznicze samoloty.

A tymczasem każdy atak wroga zostaje odparty. Niemcy płacą drogo za każdą próbę wtargnięcia do miasta i zawsze muszą się wycofać wobec zaciętości obrony. Naloty bombardujące też nie pozostają bez zapłaty. Niemal co dzień nasza artyleria przeciwlotnicza zestrzeliwuje kilka niemieckich maszyn. Widzi to ludność Warszawy i świadomość zadawania ciosów wrogowi umacnia optymizm i pozwala nawet na manifestację radości na widok porażek nieprzyjaciela.

Tkwi w mojej pamięci taki obraz. Centrum miasta znajduje się pod gęstym obstrzałem niemieckiej artylerii. Wszędzie rwą się pociski uderzając o domy czy bruk ulicy. Ludność ukryła się, gdzie mogła. Miasto jakby wymarło. Silniejszy od łoskotu pocisków jest jednak grzmot motorów bombowców. Właśnie zbliża się eskadra. Rozdziela się nad miastem. Trzy bombowce atakują śródmieście. Cóż to, milczy artyleria przeciwlotnicza. Wiadomo, zbyt mało posiada już pocisków, by ostrzeliwać z oddali. Właśnie jeden z bombowców zniża się celując w któryś z gmachów. Zagrały nasze baterie. I nagle, w tej samej chwili, kiedy samolot wyrzuca wielki pocisk, czarna chmura wydobywa się z bombowca. Załamuje się jego lot. Jeszcze chwilę leci poziomo, nagle skręca się koło własnej osi i leci na dół, wlokąc ogon płomieni i dymu. Lecz oto drugi samolot niemiecki powtarza atak poprzednika. Nasze działa przeciwlotnicze bez przerwy teraz łomoczą głuchymi beknięciami. Myśliwskie szczęście dopisuje naszej baterii: nagle dym pożaru ogarnia bombowiec. Chwieje się, zatacza jakby, skręca gwałtownie i pada na dół. Trzeci samolot nie próbuje już się zniżać. Zakręca i umyka w pośpiechu. Tysiące oczu śledziło widać te wydarzenia na tle pogodnego, cichego nieba jesiennego. Bo oto równo z upadkiem drugiego bombowca zrywa się burza oklasków i entuzjastycznych okrzyków. Nie bacząc na ostrzał artylerii, ulica zapełniła się nagle ludzkim mrowiem biegnącym w kierunku, gdzie padły nieprzyjacielskie samoloty. Twarze rozognione śledzeniem przebiegu walki i ogniem zwycięstwa. Usta wydają okrzyki radości. Oczy uśmiechają się do wszystkiego, co spotkają. Tak przeżywała Warszawa chwile zwycięstw w tych pierwszych tygodniach walki.
 

Wszystkie fragmenty, chyba że zaznaczono inaczej, pochodzą z książki Zygmunta Zaremby,  "Żeby chociaż świat wiedział", wyd. Bellona, Warszawa 2010
 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura