Niedawno czytałem na salonie24 komentarz, że europejski futbol jest skończony, bo skończona jest dekadencka, lewacka Europa… Krótkowidzom, jak widać, nie pomagają nawet ideologiczne okulary. A wprost przeciwnie.
Wśród półfinałowych drużyn mamy trzy europejskie: „lewacka” Holandia, „lewacka” drużyna Niemiec, no i Hiszpanie od Zappatero.;-)… Nie ma dziwnym trafem drużyny z „arcykatolickiej”, „konserwatywnej” Polski, wedle powyższego myślenia ostoi tężyzny nie tylko moralnej, zaś na deser jest Urugwaj, i to tylko dzięki instynktowi Suareza i źle wymierzonemu strzałowi piłkarza Ghany.
Mam nadzieję, że mistrzostwo zdobędzie Holandia, ale Niemcy sprawiają wrażenie trudnych do zatrzymania. Każdy, kto grał sam w piłkę, amatorsko czy profesjonalnie, miał swoją drużynę, wypróbowanych kumpli wie, co to jest „fala wznosząca”, kiedy nikt, nic nie może cię zatrzymać, gdy wszystko ze sobą współgra i nawet bramka przeciwnika jest twoim sojusznikiem. A Niemcy są na fali. Niby żadnych fajerwerków, zawodnicy też bez nazwisk zapierających dech w piersiach, ale solidni jak niemieckie koleje.:-)
To, co wczoraj stało się na „Greenpoincie” w Cape Town, to była wielka rzecz i cudne widowisko. A dla wielu, spodziewam się, spore zaskoczenie. Trzecia minuta, Müller, Argentyna zbita z pantałyku aż do przerwy. W drugiej połowie argentyński zryw, przerwany przez Klose w 74 minucie. Sześć minut później bramka Mascherano, jak w pysk Argentynę strzelił. I na wyjście jeszcze kopniak w cztery litery od Klose. Niemcy! Niemcy! I przybity Maradonna, ocierający łzy z oczu.
A mecz Paragwaj-Hiszpania? Niby nic specjalnego, ale ta końcówka, kilka minut skondensowanych emocji, energia jak w błysku pioruna, coś, czego pragnie każdy kibic, te ciary na plecach. Ech, przypominają się wszystkie emocje, wszystkie wzruszenia, gdy samemu biegało się za piłką po mniej lub bardziej równym, gorzej lub lepiej wykoszonych szkolnych boiskach. Albo na Piastowskiej, w Krakowie, na studenckim wuefie. Łut szczęścia dla jednych, cholerny pech drugich. Zmarnowane karne. Słupek, słupek, bramka. Oto dramat i szczęście piłkarza!
Tak czy inaczej, jestem oranżystą, stawiam na pomarańczową Holandię. A jak nie wygrają, to ze zgryzoty rozkręcę J. holenderkę. Bo wielka potrafi być żałość kibica.
PS. I tak po zdaje się trzech latach blogowania zadebiutowałem na boisku24.
Ooo, i jeszcze cuś takiego: