Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
80
BLOG

Nawet dna już nie ma

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Rozmaitości Obserwuj notkę 73

Znacznie dłużej trwający czas zaborów nie przeszkodził w powstaniu elit, które mimo swoich ułomności mogły kierować II Rzeczpospolitą w kompetentny, wartościowy sposób.

Znacznie krócej trwający PRL wytworzył gatunek ludzi, którzy przynoszą Polsce wstyd tym większy, im wyższe zajmują miejsce w hierarchii społecznej, instytucjonalnej, ekonomicznej, kulturalnej.

To, że są skorumpowani, to żadna nowość. Przeraża jednak sposób, w jaki ze sobą rozmawiają. Dość już w ciągu ostatnich lat przeczytaliśmy stenogramów z podsuchanych, nagranych rozmów, by mieć jasność w tej kwestii.

Koślawa polszczyzna, bełkotliwość składni, wulgaryzmy jako niezbędny składnik komunikacji, prymitywizm wypowiadanych zdań u tych ludzi, których nazywamy politykami, biznesmenami, urzędnikami. Jeśli choć po części jest prawdą, że świat człowieka zawiera się w jego mowie, języku, zasobie słów jakie jest w stanie wyartykułować, to doprawdy, każde porównanie będzie obrażliwe.

No bo z kim porównać chama w drogim garniturze? Chama na stanowisku, chama wpływowego? Chama w sejmie, biurze poselskim, za biurkiem ważnej instytucji? Chama z dyplomem/dyplomami? Nie wiem, powiadam, bałbym się analogii.

To jest jakiś rodzaj spsienia, nie obrażając podwórkowych kundli, jamników ani buldogów. Jakiś rodzaj złachmycenia tym bardziej groteskowy, że to nie są kloszardzi, nie lumpy. To jakiś rodzaj dna, które uzurpuje sobie prawo do normalności, dna o które nikt się nie roztrzaska, ale żyje sobie na tym dnie wcale dobrze i zapewne w poczuciu zadowolenia. Ba, często otoczony prestiżem i pochlebcami. Zachwytem rodzinki, że tatuś/mamusia/siostra/syn/wnuczek taki zaradny, tak świetnie sobie radzi, taką robi karierę...

Gdy myślę o tych osobnikach, przypomina mi się wiersz Różewicza: "Spadanie". Fragmencik:

 Dawniej
bardzo bardzo dawno
bywało solidne dno
na które mógł się stoczyć
człowiek

człowieka który się znalazł na dnie
dzięki swej lekkomyślności
lub dzięki pomocy bliźnich
oglądano z przerażeniem
zainteresowaniem
nienawiścią
radością
wskazywano na niego
a on czasem dźwigał się
podnosił
splamiony ociekał
Było to solidne dno
można powiedzieć
dno mieszczańskie
inne dno było przeznaczone
dla pań inne dla panów
w tamtych czasach bywały
na przykład kobiety upadłe
skompromitowane
bywali bankruci
gatunek obecnie prawie
nieznany
swoje dno miał polityk
kapłan kupiec oficer
kasjer i uczony
 
(...)
 

Zapytajcie rodziców
być może pamiętają jeszcze
jak wyglądało dawne Dno
dno nędzy
dno życia
dno moralne

(...)

Spadając nie możemy
przybrać formy
postawy hieratycznej
insygnia władzy wypadają z rąk

spadając uprawiamy nasze ogrody
spadając wychowujemy dzieci
spadając czyatmy klasyków
spadając skreślamy przymiotniki

słowo spadnie nie jest
słowem właściwym
nie objaśnia tego ruchu
ciała i duszy
w którym przemija
człowiek współczesny

zbuntowani ludzie
potepione anioły
spadały w dół
człowiek wspołczesny
spada we wszystkich kierunkach
równocześnie
w dół w górę na boki
na kształt róży wiatrów

dawniej spadano
i wznoszono się
pionowo
obecnie
spada się
poziomo

A jak ktoś nie lubi Różewicza, bo agnostyk, itp. to zawsze może zacytować Herberta:

1

w księdze czwartej Wojny Peloponeskiej
Tukidydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy

pośród długich mów wodzów
bitew oblężeń zarazy
gęstej sieci intryg
dyplomatycznych zabiegów
epizod ten jest jak szpilka
w lesie

kolonia ateńska Amfipolis
wpadła w ręce Brazydasa
ponieważ Tukidydes spóźnił się z odsieczą

zapłacił za to rodzinnemu miastu
dozgonnym wygnaniem

egzulowie wszystkich czasów
wiedzą jaka to cena

2

generałowie ostatnich wojen
jeśli zdarzy się podobna afera
skomlą na kolanach przed potomnością
zachwalają swoje bohaterstwo
i niewinność

oskarżają podwładnych
zawistnych kolegów
nieprzyjazne wiatry

Tukidydes mówi tylko
że miał siedem okrętów
była zima
i płynął szybko

 

Rzeczywiście, coś w tym jest. Ci ludzie nawet stoczyć nie potrafią się porządnie. Gdy przegrają, trzeba ich siłą odrywać od stołków.  Żaden nie ma dość honoru, by strzelić sobie w łeb. Bo też na co im honor?

Tacy są nasi politycy, nasi urzędnicy, biznesmeni, nasze elity, a bywa  że i  my sami. 

ps. I proszę nie pisać, że jestem Edzio. Nie żywię resentymentu, choć czuję obrzydzenie i żal, że na trumnach mężów stanu, społeczników i patriotów tańczą i hasają takie karły. Nie obrażając karłów.

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości