Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
849
BLOG

Łagowski - konserwatysta w swoim rodzaju

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

Im głośniej bijemy w patriotyczny bębenek, tym mniej w tym treści rzeczywiście sprzyjających Polsce. Ta wyjściowa teza, którą można wysnuć z dorobku intelektualnego prof. Bronisława Łagowskiego, powoduje, że jest on myślicielem źle widzianym

Rodzime polityka i życie społeczne są sferami potężnych mistyfikacji, które utrzymują nas w stanie schizofrenii narodowej. Im głośniej bijemy w patriotyczny bębenek, tym mniej w tym treści rzeczywiście sprzyjających Polsce. Ta wyjściowa teza, którą można wysnuć z dorobku intelektualnego prof. Bronisława Łagowskiego, oraz jej uzasadnienia powodują, że jest on myślicielem źle widzianym przez dużą część opinii publicznej. Ale przemilczanie Łagowskiego to poważna szkoda dla diagnoz współczesności, które usiłujemy stawiać.

Łagowski przypomniał o sobie ostatnio wywiadem poświęconym naszej polityce wschodniej, którego udzielił portalowi Onet.pl. Postawił w nim mocną tezę: „Uparte mieszanie się w sprawy ukraińskie doprowadziło […] do zwrócenia uwagi Rosji na Polskę, i to wrogiego zwrócenia uwagi. […] Nastąpiło niesamowite przybliżenie, skądinąd niebezpiecznej Rosji – i to przybliżenie ewentualnego rosyjskiego zagrożenia nie jest spowodowane niczym innym, jak naszą polityką ukraińską”.

W zależności od dość czytelnych linii podziału w kwestiach polsko-ukraińsko-rosyjskich wywiad w jednych wzbudził irytację, innym jego treści wydały się oczywiste. A ponieważ Łagowskiego „nie ma w telewizji”, wielu młodszych internautów przy okazji dowiedziało się o jego istnieniu. Z kolei nieco starsi, prawicowi komentatorzy i publicyści z ogromną ulgą mogli rzecz zbyć stwierdzeniem: to przecież publicysta „Przeglądu”, starej daty postkomunista.  

Niniejszy artykuł wymaga nieco bardziej osobistego wyjaśnienia. Jestem byłym studentem prof. Łagowskiego i wiele mu zawdzięczam, choć dziś czytam go bardziej jako polemista niźli apologeta. Ale w niniejszym artykule chciałbym możliwie jak najwierniej zreferować jego myśl. Właśnie dlatego, że bywa ona odczytywana bardzo wyrywkowo i wekslowana do kwestii – mocno uproszczanych przez „recenzentów” – sympatii politycznych profesora.

Mierzyć zamiary podług sił

W 1981 r. Łagowski opublikował pracę „Filozofia polityczna Maurycego Mochnackiego”. Książka należała do popularnego wówczas nurtu „literatury historii idei”, w którym dyskutowano zgodnie z zasadą wyłożoną przez Horacego w „Satyrach”: „Mutato nomine de te fabula narratur”– „pod zmienionym imieniem o tobie mówi ta bajka”. Taka strategia, osnuta na kanwie bezpiecznych rozważań historycznych, pomagała przemycić w sposób akceptowalny dla ówczesnej cenzury kontrowersyjne odniesienia do polskiego „tu i teraz”.

W „Filozofii politycznej…” Łagowski wyraził treści, które na dobre będą towarzyszyć jego ocenie rodzimej rzeczywistości. Nie bez przyczyny stwierdzał: „Mochnacki był doskonałym wcieleniem najlepszych cech umysłowości szlacheckiej: zamiłowania do wolności, rycerskości, humoru, patriotyzmu. Nie posiadał wad tej umysłowości, w szczególności nie był skłonny do owego podobno specyficznie polsko-szlacheckiego lekkiego traktowania najdonioślejszych nawet kwestii publicznych”. I w innym miejscu: „Na Mochnackim ciąży, moim zdaniem, jeden tylko poważny błąd polityczny. Tym błędem był współudział w przygotowaniu powstania listopadowego. […] Ocena polityczna musi uwzględniać skuteczność; działania społeczne, które nie przynoszą oczekiwanego skutku, mogą być mimo to moralnie chwalebne, ale z politycznego punktu widzenia muszą być uznane za błąd. Działalność polityczna stałaby się w jeszcze większym stopniu, niż jest, dziedziną hazardu i nieodpowiedzialności, gdyby nie stosować wobec niej surowego kryterium skuteczności”.  

W powyższych cytatach zawiera się wiele z tego, co stanowi integralną myśl Łagowskiego, zarówno w materii geopolitycznej, jak i w krytyce rodzimej (anty)polityczności. Zachęta, by mierzyć zamiary podług sił, była od początku jednym z publicystycznych leitmotivów filozofa polityki: na kontrze wobec romantycznego paradygmatu głoszącego rzecz odwrotną. Jedną z najistotniejszych wartości, przeciwstawionych „duchom lekkomyślności, anarchii i romantyzmu” jest dla Łagowskiego konserwatyzm.   

30 kwietnia 1982 r., tuż przed pierwszomajowym świętem, Łagowski wygłosił na Uniwersytecie Jagiellońskim wykład „Filozofia rewolucji czy filozofia państwa?”. Wobec zebranych naukowców i przedstawicieli aparatu władzy Polski Ludowej stwierdzał z ironią: „Są słowa, które dla samych skojarzeń, jakie wywołują, przyjemnie jest słyszeć: słowa takie jak »wolność«, »demokracja«… Są inne słowa, które ze względu na same skojarzenia wydają się przynosić niedobre wieści… Takim słowem jest np. »konserwatyzm«”.

Filozof mówił dalej (wyrażając to w sposób możliwy do wyartykułowania w ówczesnych warunkach), że konserwatyzm jest nieunikniony dla prawidłowego funkcjonowania państwa, także postrewolucyjnego, które musi zerwać ze swoją komunistyczną ideologią. Istotna kwestia: „Rewolucja potrzebuje buntowników, konspiratorów i ideologów; władza legalna potrzebuje prawników, ludzi porządku – przede wszystkim konserwatystów albo przede wszystkim reformatorów, zależnie od okoliczności”.

Stan Polski Ludowej jawił mu się jako schizofreniczny: „Warto postawić sobie pytanie, co by się działo, gdyby usiłowano połączyć i realizować jednocześnie zasady władzy rewolucyjnej i zasady władzy legalnej. Sądzę, że otrzymalibyśmy w wyniku ustrój absurdalny, całkowicie nieprzejrzysty, który posiadałby cechy tyranii i anarchii jednocześnie. Instytucje nie miałyby sprecyzowanych funkcji, za wszystkim kryłoby się coś innego”. Ten patologiczny stan państwa, które nieświadomie chyba usiłowało połączyć w sobie logikę konserwatywnego etatyzmu z (po)marksistowską ideologią rewolucji myśliciel postrzegał jako przeszkodę dla zbudowania funkcjonalnej i efektywnej struktury politycznej. Polacy nie mogą wytworzyć rzeczywistej polityczności, gdyż dysponują przede wszystkim – narzuconymi lub wybranymi dobrowolnie – utopiami i fantazmatami swojej mitologii, wyrosłej i na anarchizmie szlacheckim, i na rozbiorowej traumie braku własnej państwowości.

Krytyka prawicy

W latach 80. XX w. na scenie politycznej i ideowej pojawił się nowy aktor, do którego Łagowski odnosił się bardzo nieufnie. To solidarnościowa opozycja, która – jego zdaniem – przyjęła na siebie rolę piewcy i rozsadnika polskiej anarchiczności i socjalistycznego kolektywizmu w związkowym wydaniu. Z tej siły powstała już na początku III Rzeczypospolitej nowa, mieniąca się prawicową elita władzy. W tekście „Legenda o dobrym tyranie” opublikowanym w 1993 r. myśliciel stwierdzał: „Dzieje niektórych narodów tak się układają, jakby miały jedynie potwierdzać ich ulubione mity. Upadek realnego socjalizmu w Polsce odrodził ideę anarchicznego rokoszu”. Ten rokosz objawiał się jego zdaniem nie tylko w histerycznym „antykomunizmie” (czyli wyrzuceniu poza nawias „prawdziwie polskiej historii” całego PRL), lecz także w nieumiejętności prowadzenia przez nowe elity polityki wewnętrznej i zewnętrznej: ponieważ zawsze nad realnością i skutecznością zwyciężała logika życzeniowego myślenia.

Z całą siłą narzuca się tutaj jeszcze jeden wątek, związany z kwestiami gospodarczymi. W 1996 r. myśliciel przekonywał, że „Polsce potrzebne są rządy neoliberalnej i neokonserwatywnej prawicy” („Adresowane do prawicy”). Tyle że, jego zdaniem, takiej prawicy w Polsce nie ma: anarchiczna w kwestiach mitologii narodowej, anarchiczna w swoim kulcie insurekcji i powstań, prawica gospodarczo tylko formalnie głosi hasła wolnorynkowe, a faktycznie niewiele rozumie z (wyzwań) kapitalizmu. Opisując sytuację sprzed wejścia Polski do Unii Europejskiej, konstatował, że partie prawicowe „są tak samo demagogiczne jak partie lewicowe, tak samo jak one uwodzą wyborców obietnicami łatwego życia na koszt Europy Zachodniej, i tak samo przemilczają dające się przewidzieć skutki otwarcia granic i zaostrzonej konkurencji”. W jego opinii w III Rzeczypospolitej istniały od początków co najwyżej fantazmaty liberalizmu gospodarczego – ale rzadko świadomie wdrażana polityka prokapitalistyczna.

Własność, głupcze!

Ponad dziesięć lat później w posłowiu do książki „Pochwała politycznej bierności” filozof stwierdzał, że jego własna niebezkrytyczna apologia myśli neoliberalnej miała służyć przede wszystkim zanegowaniu socjalistycznego myślenia o gospodarce. Chronił się jednak przed ideologizacją myślenia w tej materii, jeśli rozumieć przez to podporządkowanie jakimkolwiek, także liberalnym ideologiom: „Tradycja gospodarczego liberalizmu rozumianego w sensie »liberté de travail« jest mi nadal bliska, lecz odrzucam z pozycji konserwatywnych, a co w moim języku znaczy realistycznych, dedukcyjne wywodzenie polityki gospodarczej z doktryny tak liberalnej, jak jakiejkolwiek innej. Przykład takiej »dedukcji«: ponieważ prywatyzacja jest słuszna, należy zacząć ją od wyprzedaży najlepszych przedsiębiorstw”.

Jak dalece kwestie własności są ważne dla Łagowskiego, on sam wyłuszczył w obszernym wywiadzie dla „Pressji”, udzielonym pod koniec 2010 r. Krzysztofowi Mazurowi i Arkademu Rzegockiemu: „Dla mnie ważne było jedynie przejście od socjalizmu do liberalizmu, od modelu społecznej własności środków produkcji do własności prywatnej. Jeśli chodzi o sferę polityki, to niektórzy mogą się od razu obrazić na mój pogląd, ale ja w zmianach politycznych nie widzę nic nadzwyczaj ważnego. Prawdę mówiąc, jest dla mnie rzeczą zupełnie obojętną, czy będzie

system jednopartyjny z frakcjami, czy będzie system wielopartyjny z jedną ideologią, jak jest u nas obecnie […]. W politycznym wymiarze przemian, który powszechnie uważany jest za absolutnie najważniejszy, nie widzę nic takiego znowu istotnego. Mogę się przystosować zarówno do systemu jednopartyjnego, jak i do systemu monarchistycznego, wszystko jedno. Ważny jest system własności i zakres własności jednostki, który, jak wiemy, w monarchii może być taki sam lub większy niż w demokracji”.

Polskie oderwanie od rzeczywistości

Dla Łagowskiego kwestia polskich problemów z własną i cudzą rzeczywistością nie odnosi się jedynie do podziałów na prawicę i lewicę. Dotyczy chyba przede wszystkim faktu, że polska (nie)realność oparta jest na swoistym sprzężeniu zwrotnym. Ujmę to w pewnym skrócie: postromantyczne mity i mistyfikacje budują społeczeństwo, a społeczeństwo w kolejnych pokoleniach – na różne sposoby – wzmacnia te mity i swoje bezkrytyczne do nich nastawienie.

Wyraziście to zagadnienie ukazane jest we wstępie do „Szkiców antyspołecznych” wydanych w 1997 r.: „Mądrość opinii publicznej nie polega na takiej czy innej treści, lecz na związku tej treści z interesem narodowym. Jeśli naród nie ma szans wygrać wojny, opinia publiczna powinna dopuszczać pacyfizm i kolaborację. Jeśli szanse zwycięstwa rosną, powinna skłaniać się do wojowniczości. Taką logiką kieruje się opinia publiczna w krajach kulturalnych, i całkiem przeciwną w Polsce”. I choć nie pada tutaj wprost przykład powstania warszawskiego, myśliciel wspomina, że Francuzi, gdy alianci byli odpowiednio blisko, „zrobili powstanie w Paryżu, zabezpieczywszy się uprzednio na wszystkie strony, i pilnie bacząc, aby jakieś szyby nie wyleciały z okien, bo szkło było drogie”.

W tak zarysowanej koncepcji rysuje się interesujący wątek natury ogólnej: to sprawa wielu sprzeczności w życiu III Rzeczypospolitej, jakich doświadczamy i dziś. To Łagowski umożliwia postawienie pytania o to, dlaczego – chyba coraz częściej – pojawia się rozczarowanie rozziewem między politycznymi deklaracjami a „codzienną praktyką polityczności”. Jednym zdaniem: skąd problem, który nieco banalnie da się wyrazić w przekonaniu, że „prawica nie jest prawicą”, „lewica nie jest lewicą” i że spór na ten temat przy obecnym podejściu do tych (i wielu innych) pojęć w ogóle mało znaczy. Warto postawić też pytanie, skąd schizofreniczność rodzimej polityki gospodarczej, która z jednej strony odwołuje się do „społecznej gospodarki rynkowej”, z drugiej realizuje interesy neokolonialnych hegemonów na naszym rynku, z trzeciej zapewnia nieformalne przepływy kapitału między światem polityki (w tym administracji) a światem biznesu. A najrealniej w świecie jest gospodarką drenażu polskich pracy i kapitału.

Odpowiedzi Łagowskiego bazują przede wszystkim na uznaniu zmistyfikowania polskiej rzeczywistości, w której używane terminy nie odpowiadają faktycznej treści pojęć, instytucji, zjawisk. Służą przede wszystkim walce w polach zmitologizowanych: socjaldemokratyczne elementy doktryny w partii „X” sytuują ją przecież niekiedy bardziej na lewo niż nominalnie lewicowe ugrupowanie parlamentarne. Postromantyczna, patriotyczna tradycja lewicy niepodległościowej została w większości przejęta przez prawicę, a młoda lewica piętnowała ją długo jako „prawicowy ciemnogród”. Liberalizm gospodarczy przez dekady III RP stanowił wygodny parawan dla polityki dekapitalizacji rodzimej gospodarki. Patronem i sędzią młodej lewicy przez długie lata była „Gazeta Wyborcza”, tytuł bardzo mocno wspierający terapię szokową i od zawsze nastawiony na opiewanie interesów beneficjentów transformacji. Przykłady można mnożyć, potwierdzają one trafność tezy profesora o rozziewie między rodzimą rzeczywistością a nadrzeczywistością.

Przemyśleć Łagowskiego

Nieoczywistość konserwatywnego liberalizmu Łagowskiego, jego biografia intelektualna sprawiły, że dla większości prawicy jest on kimś obcym. Fakt, że w III Rzeczypospolitej znaczna część jego publicystyki to felietony w „Przeglądzie”, też niczego w tej materii nie ułatwiał. Dla wielu niestety, co jest mocno nieuczciwe intelektualnie, wskazanie kilku wybranych wątków z jego publicystyki (kwestia lustracji, zagadnienia polsko-rosyjskie) stwarza możliwość deprecjacji całości myśli profesora. A szkoda, bo jestem przekonany, że po latach to on będzie jednym z najciekawszych świadków swoich/naszych czasów.

W odróżnieniu od wielu autor „Pochwały politycznej bierności” widzi polskie schizofrenie, dostrzega ich ciężar i ich nieoczywiste dla wielu konsekwencje. Jak sam przyznawał w przywoływanym wyżej wywiadzie dla „Pressji”: „Po lewej stronie [także] nie dostrzegam realizmu, dlatego też podział na lewicę i prawicę uważam za drugorzędny, wręcz nieważny. Podział na romantyzm i realizm nie pokrywa się zatem z politycznym podziałem na prawicę i lewicę”.

Być może właśnie problem z wyznaczeniem realnych linii podziałów i konfliktów uświadamia całą dziwaczność III Rzeczypospolitej, w której nigdy nie do końca wiadomo, kto jest kim i co oznaczają terminy. A to dlatego, że polityczność waha się między sloganami, wielkimi eksperymentami społeczno-gospodarczymi, próbami zadośćuczynienia wyobrażeniom i pragnieniom publiki oraz bardzo przyziemnymi interesami kompradorskich elit, której uznają jedynie realność gromadzonych przez siebie zasobów i wpływów.

Być może dopiero polityczne rozstanie z pokoleniami, które pierwsze spory toczyły jeszcze w czasach Polski Ludowej, umożliwi „postawienie na nogach” III RP. Ale szczerze wątpię, czy będzie to możliwe bez przemyślenia Łagowskiego.


Artykuł pierwotnie ukazał się w piśmie internetowym "Nowa Konfederacja" nr 2 (53)/2014

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo