Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1260
BLOG

Nagan dla profesora, albo filozofowanie młotkiem

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 33

„Proces liberalizacji i pełnego upodmiotowienia rządu polskiego może być bardzo nieestetyczny, mogą pojawić się w nim akcenty dyskryminacyjne, aroganckie, wręcz wulgarne. (...) Nie spodziewajmy się więc, że tak rewolucyjna zmiana będzie przeprowadzana w białych rękawiczkach”.

Od jakich okupantów chce wyzwalać – nieestetycznie, dyskryminacyjnie i arogancko – państwo polskie w wywiadzie dla „Polska. The Times” prof. Jan Hartman? Tytuł rozmowy mówi sam za siebie: Czeka nas przewietrzenie klerykalnego zaduchu. To ostatni akt zdobywania suwerenności”.

Warto zastanowić się nad powyższym cytatem. Oto filozof dekretuje – w formie niby-analizy – w jaki sposób klasa polityczna i elity mają się pozbyć Kościoła z przestrzeni publicznej. Prof. Hartman nawet nie usiłuje udawać, że tego typu zabieg da się przeprowadzić „higienicznie”. Co prawda sam z pewnością nie będzie fatygował się, by ściągać krzyże z gmachów publicznych, nie będzie też wypychał kleru i świeckich wiernych kolanem do kruchty, ale w zaciszu własnego gabinetu, nie brudząc sobie rąk, przygotowuje właśnie ideologiczne zaplecze do „ostatecznego rozwiązania kwestii Kościoła”.

Nie wiem, czy w marzeniach sennych prof. Hartman, jak jego dalecy przodkowie w latach 50-tych, biega po uczelnianych korytarzach z naganem za pazuchą, wprowadzając rewolucyjną sprawiedliwość. Nie wiem, czy śni mu się filozofowanie młotkiem, choć może czuje w sobie jakiś niespełniony potencjał, jakąś chęć prometejskiej zmiany rzeczywistości, by przystawała w końcu do jego wizji idealnego państwa i społeczeństwa.

Zabawne nawet, że liberał tak cynicznie nawołuje do wojny polsko-polskiej, wszak przynajmniej przez dwa dziesięciolecia uczono nas, że w odróżnieniu od prawicowych oszołomów i wściekłych moherowych beretów, nawet w odróżnieniu od sekciarskich i fanatycznych lewaków, liberałowie to istna kwintesencja dobrych manier, taktu, delikatności, wyważonych opinii i działań. A tu: – bum, bum, bum! – strzał między oczy: „Proces liberalizacji i pełnego upodmiotowienia rządu polskiego może być bardzo nieestetyczny, mogą pojawić się w nim akcenty dyskryminacyjne, aroganckie, wręcz wulgarne. (...) Nie spodziewajmy się więc, że tak rewolucyjna zmiana będzie przeprowadzana w białych rękawiczkach”.
 
Cóż, nasi obyczajowi (a po części także gospodarczy) liberałowie, wespół z nową lewicą najłatwiej potrafią dostrzec wrogów i okupantów w Kościele katolickim. Jest to w dobrym tonie i z reguły nie grozi im żadnymi konsekwencjami. Bo, umówmy się, w odróżnieniu od wiernych, którzy miewają faktyczne kłopoty z proboszczem-despotą, oni kler znają co najwyżej z „NIE”, albo pali-wieców. No, czasem mają jakiegoś zaprzyjaźnionego ex-księdza publikującego, np. w „Gazecie Wyborczej”. Nie widzą za to, albo udają że nie widzą realnych zagrożeń społeczno-ekonomicznych, coraz bardziej totalnego charakteru globalnego rynku, będącego własnością wielkich graczy i spekulantów, bezkarności finansjery i poddania wszystkiego pod dyktat pieniądza. Za to Kościół – och, ten zawsze spędza im sen z powiek jako narzędzie straszliwej opresji. A ja, właśnie z perspektywy lewicy, powiadam panu profesorowi: tu się zgina dziób pingwina. I niech Pan Profesor uważa, w marzeniach sennych robiąc antychrześcijańską rewolucję, bo nigdy nie wiadomo, kto kogo ostatecznie będzie „nieelegancko i dyskryminacyjnie” wywlekał na bruk. Żeby się wtedy nie okazało, że znów naszej laickiej elicie przyjdzie szukać schronienia w znienawidzonej kruchcie... Odsyłam do „Biesów”, Panie Profesorze.
 
I jeszcze co do Pana tez: niech Pan pomyśli, czy nie smakują jak wczesne wypowiedzi hitlerowców odnośnie Żydów... Sugeruję zawczasu wysnuć analogię i zastanowić się, jakie demony chce Pan obudzić.

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka