Mam nadzieję, że Maciek Gawlikowski i redakcja PRESSJI wybaczą mi nieco dłuższy cytat w poniższej notce, ale dawno nie czytałem tekstu tak frapującego, jak „Przewodnik po podziemnym Krakowie”, pióra Macieja, opublikowany w ostatnich PRESSJACH.
Jest to przy okazji, z mojej strony, dyskretna polemika z tezą Pandady, że „nie wszyscy esbecy zabijali”, więc generalnie nie byli tacy źli. Chcecie, to przeczytajcie. Oddaję miejsce Maćkowi:
Mieszkanie M. Żaka, ul Wrzesińska 5
Gdy w 1984 roku wraz z kolegami zaczęliśmy chodzić na konspiracyjne spotkania kierownictwa krakowskiego KPN do mieszkania niepozornego, starego, poruszającego się o lasce człowieka, nie podejrzewaliśmy, że poznajemy nie tylko legendę zbrojnej walki z komunistami po wojnie, ale też człowieka niemal świętego. Brzmi to może śmiesznie, ale Michał Żak był człowiekiem świętym. Przeżył piekło, a mimo to biła od niego niespotykana serdeczność, wiara w Boga i chęć poświęcenia się innym.
Kiedy tuż po wojnie trafił do seminarium duchownego, zaprzyjaźnił się z młodym jezuitą, ks. Władysławem Gurgaczem, „Ojciec Sem”, bo takiego pseudonimu używał w konspiracji ks. Gurgacz, był najpierw kapelanem, a następnie faktycznym dowódcą operującego na Sądecczyźnie oddziału leśnego Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Wciągnął on Michała do organizacji, ten utworzył w Krakowie siatkę organizacyjną PPAN. Wpadli. Dostali karę śmierci. Ks. Gurgacza i dwóch współtowarzyszy powieszono. Michał przeżył. Ubowcy torturowali go niemiłosiernie miesiącami, usiłując wydobyć informacje na temat krakowskiej siatki PPAN. Nikogo nie wydał, choć w wyniku tortur został kaleką – do końca życia ledwo chodził złamany wpół, wsparty na lasce.
Największą tragedią było dla niego to, że kiedy wyszedł w 1958 roku, nie pozwolono mu na ukończenie seminarium. Żył więc jak ksiądz, choć nie dane mu było uzyskać święceń. W latach sześćdziesiątych Michał poświęcił wiele czasu na znalezienie grobów swoich współtowarzyszy straconych w więzieniu na Montelupich. Chodził, pytał, podawał się za rodzinę. Wreszcie za pomocą łapówek udało mu się ustalić, że ks. Gurgacz i jego podkomendni leżą w bezimiennych grobach w wojskowej części Cmentarza Rakowickiego. Za własne pieniądze postawił im nagrobki.
Gdy wybuchła „Solidarność”, wspierał Związek, szybko też związał się z KPN. Od 1982 roku w jego mieszkaniu zbierali się działacze Solidarności, w tym podziemne szefostwo regionu Małopolska, działała też drukarnia KPN, ukrywało się kilka osób ściganych przez SB. Po ponad roku doszło do wpadki. Co esbecy mogli w 1983 roku zrobić kalekiemu starcowi, który przeszedł za Stalina wielomiesięczne tortury, którego ich poprzednicy trzymali w tak zwanym mokrym karcu – betonowej klitce wielkości szafy, gołego, w wodzie po kostki, przy temperaturze dochodzącej do zero stopni? Uderzyli go tylko parę razy i zepchnęli z niewysokich schodów. Ludzkie paniska. Michał mówił o tym ze spokojem, bez nienawiści do sprawców.
Tak było przez osiem lat – zebrania, druk, zebrania, bibuła. Potem wszyscy trochę zapomnieli o Michale. Udało się tylko załatwić mu order Polonia Restituta najniższej klasy, a on klepał swoją biedę, mieszkał nadal w zrujnowanym starym mieszkaniu bez ogrzewania. W zimie 1994 roku od starej kuchenki gazowej, którą ogrzewał dom, zajęły się jakieś szmaty. Spłonął wraz z całym mieszkaniem w pożarze.