Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1398
BLOG

Człowiek, który spłonął...

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 28

Mam nadzieję, że Maciek Gawlikowski i redakcja PRESSJI wybaczą mi nieco dłuższy cytat w poniższej notce, ale dawno nie czytałem tekstu tak frapującego, jak „Przewodnik po podziemnym Krakowie”, pióra Macieja, opublikowany w ostatnich PRESSJACH.

 
Jest to przy okazji, z mojej strony, dyskretna polemika z tezą Pandady, że „nie wszyscy esbecy zabijali”, więc generalnie nie byli tacy źli. Chcecie, to przeczytajcie. Oddaję miejsce Maćkowi:
 
Mieszkanie M. Żaka, ul Wrzesińska 5

Gdy w 1984 roku wraz z kolegami zaczęliśmy chodzić na konspiracyjne spotkania kierownictwa krakowskiego KPN do mieszkania niepozornego, starego, poruszającego się o lasce człowieka, nie podejrzewaliśmy, że poznajemy nie tylko legendę zbrojnej walki z komunistami po wojnie, ale też człowieka niemal świętego. Brzmi to może śmiesznie, ale Michał Żak był człowiekiem świętym. Przeżył piekło, a mimo to biła od niego niespotykana serdeczność, wiara w Boga i chęć poświęcenia się innym.

Kiedy tuż po wojnie trafił do seminarium duchownego, zaprzyjaźnił się z młodym jezuitą, ks. Władysławem Gurgaczem, „Ojciec Sem”, bo takiego pseudonimu używał w konspiracji ks. Gurgacz, był najpierw kapelanem, a następnie faktycznym dowódcą operującego na Sądecczyźnie oddziału leśnego Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Wciągnął on Michała do organizacji, ten utworzył w Krakowie siatkę organizacyjną PPAN. Wpadli. Dostali karę śmierci. Ks. Gurgacza i dwóch współtowarzyszy powieszono. Michał przeżył. Ubowcy torturowali go niemiłosiernie miesiącami, usiłując wydobyć informacje na temat krakowskiej siatki PPAN. Nikogo nie wydał, choć w wyniku tortur został kaleką – do końca życia ledwo chodził złamany wpół, wsparty na lasce.
 
Największą tragedią było dla niego to, że kiedy wyszedł w 1958 roku, nie pozwolono mu na ukończenie seminarium. Żył więc jak ksiądz, choć nie dane mu było uzyskać święceń. W latach sześćdziesiątych Michał poświęcił wiele czasu na znalezienie grobów swoich współtowarzyszy straconych w więzieniu na Montelupich. Chodził, pytał, podawał się za rodzinę. Wreszcie za pomocą łapówek udało mu się ustalić, że ks. Gurgacz i jego podkomendni leżą w bezimiennych grobach w wojskowej części Cmentarza Rakowickiego. Za własne pieniądze postawił im nagrobki.

Gdy wybuchła „Solidarność”, wspierał Związek, szybko też związał się z KPN. Od 1982 roku w jego mieszkaniu zbierali się działacze Solidarności, w tym podziemne szefostwo regionu Małopolska, działała też drukarnia KPN, ukrywało się kilka osób ściganych przez SB. Po ponad roku doszło do wpadki. Co esbecy mogli w 1983 roku zrobić kalekiemu starcowi, który przeszedł za Stalina wielomiesięczne tortury, którego ich poprzednicy trzymali w tak zwanym mokrym karcu – betonowej klitce wielkości szafy, gołego, w wodzie po kostki, przy temperaturze dochodzącej do zero stopni? Uderzyli go tylko parę razy i zepchnęli z niewysokich schodów. Ludzkie paniska. Michał mówił o tym ze spokojem, bez nienawiści do sprawców.

Tak było przez osiem lat – zebrania, druk, zebrania, bibuła. Potem wszyscy trochę zapomnieli o Michale. Udało się tylko załatwić mu order Polonia Restituta najniższej klasy, a on klepał swoją biedę, mieszkał nadal w zrujnowanym starym mieszkaniu bez ogrzewania. W zimie 1994 roku od starej kuchenki gazowej, którą ogrzewał dom, zajęły się jakieś szmaty. Spłonął wraz z całym mieszkaniem w pożarze.       
 

 
Gdyby się komuś chciało fatygować do EMPIKU po PRESSJE, to polecam także artykuł Krzyśka Posłajko o Gwiazdach i swój tekst "Rzeczpospolita Solidarna. Mowa na 30-lecie Sierpnia`80".

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka